wtorek, 27 grudnia 2011

Kosmiczny zel galaktyk


   Co jakis czas wpadaja mi w rece dziela popularno-naukowe ale pisane przez fizykow o wysokich kwalfikacjach w danej dziedzinie starajace sie podsumowac to co uwazaja oni sami ale takze ich srodowisko naukowe na tematy podstawowe wspolczesnej fizyki i astronomii. Ostatnio do dziela popularyzacji wlaczyl sie program Nova w telewizji publicznej USA nadajac filmowa wersje ksiazki prof. Brian'a  Greene'a "The fabric of Cosmos- space, time and texture of reality" ( Vintage, New York 2005). Inne warte wspomnienia ksiazki to "The First Three Minutes" prof. Steven'a Weinberg"a (Basic Books 1993) i "The Big Bang" Joseph'a Silk'a  (Freeman 1989). Te dwie ostatnie ksiazki sa zreszta, o ile dobrze pamietam, dostepne w polskim tlumaczeniu. Taka popularyzacja jest z jednej strony zjawiskiem pozytywnym gdyz przybliza laikom aktualne problemy trapiace umysly wielkie i zasluzone dla rozwoju dziedziny, o ktorej pisza. Z drugiej jednak strony wzgledy komercyjne ("Kazdy wzor matematyczny zamieszczony w ksiazce zmniejsza liczbe zakupujacych o jakies 10%") powoduja, ze problemy przedstawione sa w sposob krancowo uproszczony pozostawiajac czytelnika pod wrazeniem, ze wszystko to co zostalo przedstawione jest absolutnie pewna prawda. Lykamy wiec bez protestu ciemna materie i dziury, wielowymiarowe czy rownolegle swiaty oraz nieeuklidesowe geometrie wierzac, ze fachowcy wiedza co mowia i ze jest nasza wina jesli nie jestesmy w stanie uzmyslowic sobie owych osobliwosci. Tymczasem nic bardziej mylnego! Wspolczesna fizyka co prawda zastepuje czesto swiatopoglad religijny w umyslach "ludzi wspolczesnych i nowoczesnych" ale bynajmniej nie stoi na mocniejszych od niego podstawach.

   Spojrzmy na podstawowy problem kosmologii jakim jest kwestia ksztaltu, struktury i rozmiarow wszechswiata. Przyjeta niemal powszechnie idea "Wielkiego Wybuchu" mowi nam ustami jej wielbicieli, ze Kosmos w ktorym zyjemy powstal okolo 15 x 10^9 lat temu (wiemy to z wielkosci stalej Hubble'a, ktora znamy zreszta z dokladnoscia dosyc niewielka) w jakiejs malej (byc moze nieskonczenie malej) objetosci w bezposrednim otoczeniu naszej Ziemi. Co bylo jego poczatkiem? "Na poczatku bylo Swiatlo" (Genesis) czy scisle biorac jakis blysk wysoko-energetycznego promieniowania elektromagnetycznego. Aby nie byc posadzonym o klerykalizm przytocze slowa prof. Silk'a (ibid str 60) :" Byc moze najbardziej uderzajacym potwierdzeniem jednorodnosci wszechswiata na duzych odleglosciach sa ostatnie wyniki badan promieniowania reliktowego. Te pomiary potwierdzily izotropowosc, czyli kompletna jednorodnosc tego promieniowania. Jesli Kosmos posiada jakis srodek to my musimy byc umieszczeni w jego bezposredniej bliskosci, w odleglosci mniejszej niz 0.1 promienia; inaczej widzielibysmy wyrazna anizotropie rozkladu tego promieniowania". Inaczej mowiac siedzimy niemal napewno w centrum kuli zbudowanej obecnie z plazmy grawitacyjnej, ktorej czastkami sa poszczegolne galaktyki. Slowo plazma grawitacyjna nie rokuje najlepiej gdyz mechanika statystyczna ukladow czastek oddzialywujacych potencjalem typu 1/r  napotyka na powazne trudnosci obliczeniowe. W przypadku neutralnej plazmy elektrycznej te trudnosci mozna czesciowo pokonac dzieki ekranowaniu ladunkow (np teoria Debye-Huckel'a). Plazma grawitacyjna sklada sie jednak z czastek obdarzonych wylacznie potencjalem przyciagajacym (z wyjatkiem objetosci wylaczonej zajmowanej przez sama galaktyke) co powoduje, ze wokol kazdej masy tworzy sie lokalne uporzadkowanie w postaci grawitacyjnej fali stojacej. Tlumienie takie nie jest jednak wystarczajaco silne aby zapewnic zbieznosc wiekszosci calek, ktore pojawia sie w teorii. Galaktyki istniejace we wszechswiecie sa roznych ksztaltow  i mas. Dla uproszczenia przyjmijmy jednak, ze sa one identyczne i ze moga byc reprezentowane przez punkty materialne byc moze obdarzone pewna objetoscia wylaczona. Typowa masa galaktyki wynosi okolo 10^12 mas Slonca czyli okolo 2. x 10^43 kg. Najblizsza naszej Galaktyce jest galaktyka Andromeda, ktora znajduje sie w odleglosci okolo 700 kpc = 2.2 x 10^22 m. Jesli przyjmiemy, ze odleglosc Galaktyki i Andromedy jest typowa srednia odlegloscia pomiedzy galaktykami to mozemy przyjac, ze jedna galaktyka (typowa) przypada na objetosc szescianu o boku 0.7 Mpc. Liczbowe stezenie galaktyk w Kosmosie wynosi wiec c = 1 galaktyka/ (0.7)^3 Mpc^3 =  okolo 3 galaktyk /(Mpc)^3. Mozemy to stezenie przeliczyc na jednostki uzywane w chemii fizycznej jesli zauwazymy ze 1 Mpc^3 = 2.94 x 10^67 m^3. W efekcie uzyskujemy stezenie liczbowe wynoszace 10^ (-70) galaktyk/ litr czyli 1.6 x 10^ (-93) mola galaktyk/litr. Inaczej mowiac pod wzgledem chemicznym mamy stezenie homeopatyczne. Kosmos jest praktycznie wylacznie proznia. Wiecej moze nam powiedziec ulamek objetosciowy galaktyk. Srednia objetosc zajmowana przez mase gwiezdno-planetarna wchodzaca w sklad galaktyki jest rzedu 4.8 x 10^7 pc^3=
1.41 x10^57 m^3 . Stezenie objetosciowe galaktyk w Kosmosie wynosi wiec 1.44 x 10^(-10). Tak wiec samo "twarde jadro" galaktyk takze zajmuje tylko minimalna czasc objetosci przestrzeni kosmicznej. Oczywiscie oddzialywania grawitacyjne sa oddzialywaniami dlugiego zasiegu wiec nawet odlegle galaktyki odczuwaja pewne sily przyciagania wzajemnego. Jesli przyjmiemy, ze oddzialywanie grawitacyjne mozna pominac dla odleglosci takich , ze potencjal grawitacyjny w odleglosci r jest 1/100 wartosci potencjalu w odleglosci promienia wylaczonej objetosci to ulamek "efektywnej objetosci " galaktyk wzrosnie 10^6 razy czyli  bedzie wynosil 0.000144 . To takze niewiele. Niewielka jest tez srednia gestosc plynu galaktycznego gdyz przy zalozonej wyzej przecietnej masie galaktyki wynosi ona 2 x 10^(-24) kg/m^3. Czy jest to duzo? Przeliczajac to na liczbe atomow wodoru okazuje sie, ze jest to gestosc gazu zawierajacego  1204 atomy w m^3 objetosci. Czyli znowu tyle co nic.
    Ze wzgledu na to, ze objetosc naszej plazmy galaktycznej jest ograniczona i sferyczna mozemy nasz Wszechswiat wyobrazac sobie jako krople cieczy galaktycznej otoczona praktycznie proznia albo jeszcze bardziej rozrzedzona faza "pary galaktycznej" w sklad ktorej wchodza galaktyki o najwiekszej energii kinetycznej, ktore odparowaly z cieczy galaktycznej w ciagu dotychczasowego czasu jej istnienia (czyli od momentu kreacji). Ciecz galaktyczna czyli sam areozol ( czy wakuozol) galaktyk w prozni utrzymuja w spojnosci dlugozasiegowe sily przyciagania grawitacyjnego:


F (r) = -G M1 x M2 /r^2



gdzie G jest uniwersalna stala grawitacji a r jest bezwzgledna odlegloscia pomiedzy galaktykami. Przez M1 i M2 oznaczam tu masy galaktyk chociaz caly uproszczony model prezentowany tutaj zaklada, ze wszystkie te masy sa identyczne. Model mozna skomplikowac przyjmujac, ze uklad jest wieloskladnikowy, o skladnikach rozniacych sie masa i typem galaktyk, ale dla obecnych rozwazan komplikacja taka nie jest konieczna.  Czy sily przyciagania miedzy galaktykami sa duze?  Dla porownania : sila przyciagania Ziemi przez Slonce jest rzedu 3.5 x  10^22 N (newtonow) a sila przyciagania pomiedzy Galaktyka (czyli Droga Mleczna) a Andromeda jest rzedu 2 x 10 ^27 N (czyli sto tysiecy razy wieksza). Andromeda zas oddzialywuje na Ziemie sila rzedu 1 x10^11 N - sila wiec znacznie mniejsza niz Slonce ale tez nie bez znaczenia. Byc moze astrolodzy maja pewna racje utrzymujac, ze rozne gwiadozbiory maja pewien wplyw na to co dzieje sie na naszej planecie.

   Zajmijmy sie przez moment para Galaktyka-Andromeda. Przyjmujac stala Hubble'a rowna  53 km/s/Mpc = 1.72 x 10^(-18) 1/s mozemy obliczyc wzgledna predkosc radialna obu galaktyk. Wynosi ona  53 km/s/Mpc x 0.7 Mpc=37.1 km/s co definitywnie nie jest predkoscia relatywistyczna. Wzgledna energia kinetyczna Andromedy wobec naszej Galaktyki wynosi wiec K= 2.x 10^43 kg x (37100 m/s)^2 x 0.5 = 1.38 x 10^52 J (dzuli). Oszacujmy teraz potencjalna energie przyciagania obu obiektow. Ogolnie biorac potencjal grawitacyjnego przyciagania dwoch mas znajdujacych sie w odleglosci r jest dany wzorem:

U(r) = -G M1 M2/r

W naszym modelu dla uproszczenia przyjmiemy identyczne masy obu galaktyk wiec:

U(r) = -6.67x10^(-11) N m^2/kg^2 x (2.x 10^43 kg)^2 /(0.7 x3.086 x10^22 m) = -1.24 x10^54 J

Jak widzimy calkowita wzgledna energia pary, bedaca suma energii kinetycznej i potencjalnej, jest negatywna co oznacza, ze obie galaktyki sa w stanie zwiazanym. Inaczej mowiac, gdyby byly to jedyne obiekty systemu to nie moglyby one nigdy odleciec od siebie permanentnie. Po pewnym czasie ruch "od siebie " spowolnilby sie do zera i para zatrzymala by sie aby nastepnie zblizac sie do siebie az do momentu bezposredniej kolizji "twardych rdzeni" galaktyk. Jak daleko obie galaktyki moga sie oddalic do momentu osiagniecia "punktu zwrotnego" mozemy obliczyc z relacji :

 E = m V^2 /2 - Gm^2/r = 0 

Jak sie okazuje punkt zwrotny znajduje sie w odleglosci okolo 62.8 Mpc. Mamy wiec jeszcze sporo czasu przed soba gdyz obecna odleglosc wynosi tylko 0.7 Mpc. Te rozwazania dotyczace dwoch galaktyk sa tylko czesciowo stosowalne do systemu wielu galaktyk. Wyglada jednak na to, ze nasz Kosmos to poprostu kropla peczniejacej plazmy grawitacyjnej. O ile przyjmiemy, ze i pozostale galaktyki sa wzajemnie zwiazane przynajmniej do innych najblizszych im galaktyk  (czyli ze ich energia potencjalna w dowolnej chwili jest wieksza od kinetycznej energii ruchu wzglednego)  to trafniejszym porownaniem moze byc kula zelu galaktycznego, ktora relaksuje sie obecnie ze stanu skompresowanego w drodze do swojej maksymalnej objetosci.

   Taka kropla galaktycznego plynu ma wewnetrzne cisnienie oraz napiecie powierzchniowe. Kropla tego plynu obecnie, w dalszym ciagu peczniejacego,  nie jest oczywiscie w stanie rownowagi termodynamicznej. Ogolnie biorac jest zreszta niezbyt pewne czy Kosmos jako calosc moze miec kiedykolwiek stan termodynamicznej rownowagi. Wydaje sie raczej, ze mamy tu do czynienia albo z ukladem drgajacym - podobnym w swojej istocie na przyklad do oscylatora albo tez z gazem galaktyk, ktory bedzie powiekszal swoja objetosc bez konca. Wszystko zalezy od tego czy uklad jako calosc ma w chwili obecnej dosyc energii kinetycznej aby przezwyciezyc energie potencjalna przyciagania grawitacyjnego i pozwolic galaktykom na odejscie od siebie (czyli czy mamy do czynienia z gazem) czy tez mamy cos w rodzaju rownowagi ciecz-para. W zasadzie powinnismy tez ustalic w jaki sposob definiujemy temperature Wszechswiata czy tez tylko galaktycznego plynu oraz  potencjal oddzialywania dwu galaktyk. W szczegolnosci pojecie temperatury uzywane w literaturze jest nieco mylace. Wielu autorow mowi o poczatkowej temperaturze rzedu 1.5 x 10^12 K jako poczatkowej temperaturze w momencie zaistnienia Kosmosu. Nie jest dla mnie oczywiste skad biora oni wlasnie taka wielkosc temperatury poczatkowej ale niemal napewno maja  na mysli temperature wynikajaca ze sredniej termicznej predkosci elementarnych czastek wtedy utworzonych (dzieki relacji srednia energia kinetyczna czastki = 3kT/2). Tymczasem wlasciwa definicja temperatury jest ta ktora wiaze ja ze statystyczna  dyspersja predkosci czyli ze statystycznym bledem wyznaczenia owej predkosci. Czastka, ktora ma predkosc wyznaczona bezblednie ma temperature zero.
   Jesli zas chodzi o potencjal oddzialywania grawitacyjnego to najbardziej naturalnym wyborem jest oczywiscie potencjal newtonowski podany wyzej ale nie jest tez wykluczone jego uogolnienie w postaci potencjalu  U(r) = -GM cos(r/L)/ r gdzie L jest pewna stala zalezna od gestosci ukladu galaktyk. Potencjal taki pojawia sie przy rozwazaniu ekranowania grawitacyjnego dla mas oddzialywujacych w srodowisku innych zrodel potencjalu grawitacyjnego. Na ilustracjach wyzej podana jest mapa galaktyk obserwowanych z polkuli poludniowej oraz rozklad zrodel promieniowania fal radiowych  widocznych na polkuli polnocnej. Jak latwo zauwazyc rozklad galaktyk w przestrzeni robi wrazenie jednorodnej zawiesiny chociaz nie jest to scisle biorac mapa trojwymiarowa. Odleglosci i masy galaktyk sa wielkosciami dosyc trudnymi do zmierzenia i w zwiazku z tym struktura przestrzenna galaktycznego zelu nie jest znana dokladnie.
Obliczenie cisnienia i napiecia powierzchniowego wszechswiata podam w nastepnym odcinku.

Ilustracje pochodza z ksiazki "The new physics" , Paul Davies (ed) , Cambridge University Press 1989.

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Atak intelektualnych hochsztaplerow

    Z namowy recenzenta witryny Prokapitalizm (http://www.prokapitalizm.pl/to-jaruzelski-zlecil-zabojstwo-jaroszewicza.html ) sprowadzilem i przeczytalem ksiazke Henryka Skwarczynskiego pt "Zabilem Piotra Jaroszewicza" wydana przez Zysk & S-ka (2011). Smierc Jaroszewicza, premiera z czasow Gierka, byla jedna z trzech niewyjasnionych do dzisiaj smierci generalow PRL, ktorzy pelnili wazne funkcje panstwowe (pozostali to Marek Papala, komendant glowny policji oraz Jerzy Fonkowich , szef kadr MON. Rzecz jasna, kazda informacja mogaca rzucic swiatlo na jedna z tych tajemniczych i gwaltownych smierci budzi moje zainteresowanie jako amatora-historyka czasow najnowszych. Niestety ksiazka ta, sugerujaca wywiad z bezposrednim sprawca morderstwa, jest faktycznie intelektualnym oszustwem. Skwarczynski nie ma praktycznie nic do powiedzenia na temat, ktoremu ksiazka jest poswiecona. Nie znamy nazwiska ani tez nie mamy fotografii rozmowcy, bylego pracownika kontrwywiadu wojskowego, ktory podobno dokonal tego zabojstwa (wraz z dwoma wspolnikami) na zlecenie gen. Jaruzelskiego. Nie ma tez zadnych dowodow na wsparcie tezy ksiazki, ze Jaroszewicz, bedacy agentem KGB czy GRU, wiedzial cos kompromitujacego o przeszlosci gen. Jaruzelskiego. Ten ostatni jest zreszta, wedlug autora czy tez osoby, z ktora on wywiad przeprowadzil, takze obywatelem ZSRR i aktualnym agentem wplywu Rosji w jej roznych politycznych wcieleniach najnowszej historii. Rozmowca Skwarczynskiego jest ponoc w posiadaniu dziennikow Jaroszewicza, ukradzionych z jego willi w Aninie. Niestety do ksiazki nie przedostaly sie jakiekolwiek informacje w tych dziennikach zawarte. Wedlug owego tajemniczego agenta nie bylo w nich zreszta niczego specjalnie interesujacego. Nic co by usprawieliwialo wstrzemiezliwosc Jaroszewicza w ich wydaniu oprawcom, ktory podobno stal sie nieco bardziej otwarty po zastosowaniu tortur. Sprawca wyznal, ze zone Jaroszewicza , Alicje Solska, zamordowal  dwoma strzalami ze sztucera natomiast bylego premiera udusil metoda garotowa zaciskajac petle przy pomocy wkreconej w sznur ciupagi. Nie wiem jakie szczegoly co do metodyki popelnionej zbrodni byly ujawnione ale jesli te podane w ksiazce nie byly wiedza publiczna to moglibysmy w ten sposob uwiarygodnic ta dziwna opowiesc badz ja odrzucic jako wytwor chorego umyslu autora. Niestety Skwarczynski niczego takiego nie zrobil. Jako dokument czasu ksiazka ta nie przedstawia wiec wartosci. Nie ma jej takze jako literatura gdyz sama opowiesc, jak na dzielo polonisty, jest napisana nieporadnie. Az trudno uwierzyc, ze autor ma juz poza soba dorobek kilku innych, nieznanych mi, ksiazek.  Podsumowujac , szczerze odradzam lekture ksiazki gdyz jest to strata czasu. Wydawnictwo Zysk & Ska wydaje sie specjalizowac w relacjach bylych agentow roznych sluzb specjalnych. Jakis czas temu recenzowalem wspomnienia innego tytana polskiego wywiadu gen. Zacharskiego (http://bobolowisko.blogspot.com/2010/06/opowiem-wam-jak-bylo.html), ktore takze pozostawily mi wrazenie, ze wszystkie te tajne sluzby pelnia w gruncie rzeczy negatywna role w dziejach panstwa polskiego. Ich osiagniecia sa bardzo watpliwe i, o ile mozna sadzic po skutkach, nigdy nie przyczynily nic dobrego jesli chodzi o interes narodowy. Pracownicy owych sluzb to pol-inteligenci wykorzystujacy swoje stanowiska do dzialan kryminalnych badz wrecz szkodliwych dla panstwa jako calosci. Wspomnijmy tylko takie okrzyczane w PRLu osiagniecia jak dzialalnosc kap. Czechowicza jako dziennikarza "Wolnej Europy" czy samego Zacharskiego. Ludzie ci nie przyniesli krajowi zadnych widocznych profitow. Byc moze na planach rakiety "Patriot" skorzystali Rosjanie ale to przeciez nie powinno byc  celem polskiego wywiadu. Natomiast wiemy, ze pracownicy polskiego wywiadu byli czynnymi wykonwcami masowych kradziezy wyrobow jubilerskich (operacja "Zelazo")  na terenie Niemiec Zachodnich, ktorych lupy wzbogacily nomenklature MSW i PZPR oraz afere FOZZ, ktora byla jednym wielkim oszustwem. Jego ofiara padli glownie czlonkowie Polonii amerykanskiej wykladajacy fundusze na wykup gierkowskiego zadluzenia.

czwartek, 22 grudnia 2011

Wesolych Swiat

   Wszystkim wiernym Czytelnikom i Komentatorom zycze Wesolych Swiat Bozego Narodzenia
oraz Pomyslnego Nowego Roku 2012.

Pamietajmy, ze koniec jest bliski!


Bobola


piątek, 16 grudnia 2011

"Inside job" czyli sabotaz systemowy

  Dzieki Netfilxowi mialem okazje obejrzec interesujacy film rezyserii Charles'a Ferguson'a p.t. "Inside job " . Jest to film nowy, ktory wszedl na nieliczne ekrany w USA w roku biezacym a stanowiacy polaczenie dokumentu filmowego z dziennikarstwem zaangazowanym. Ferguson podobnie jak Micheal Moore jest wlasciwie filmowcem-politykiem, ktorego celem jest naglosnienie i udokumentowanie licznych nieprawosci stanowiacych esencje ustroju kapitalistycznego. W tym wypadku w "ogniu" kamery postawiono architektow obecnego kryzysu finansowego a zwlaszcza finansistow i bankierow, administartorow swiata finansowego oraz ekonomistow uniwersyteckich. Niezwykle cenna czescia struktury filmu sa autentyczne wywiady z niektorymi z kluczowych postaci systemu finansowego. Mimo, ze glowni gracze i funkcjonariusze administracji federalnej odmowili wystapienia przed kamerami i ich decyzje mogly byc przedstawione tylko posrednio, na podstawie wczesniej zarejestrowanych na tasmie relacji dziennikiarskich, to i tak w filmie wystepuje wystarczajaco duzo "wielkich serow" polityki finansowej abysmy mogli rozpoznac z jakiego typu ludzmi mamy do czynienia i jakich to ludzi system demokratyczny powoluje na stanowiska publicznego zaufania.  Jezyk angielski uzywa pojecia "integrity" , ktore w jezyku polskim nie ma bezposredniego odpowiednika a znaczy mniej wiecej tyle co czlowiek posiadajacy poczucie odpowiedzialnosci za obowiazki mu powierzone i honor nie pozwalajcy mu na odejscie od obowiazku dla wlasnych korzysci. Jesli mozna wyniesc, poza samymi faktami, cos z wymowy filmu Fergusona to wlasnie fakt, ze niemal nikt z osob zajmujacych sie finansami i polityka finansowa na dowolnym szczeblu sektora finansowego i politycznego nie posiada cech charakterologicznych, ktore sa do tego konieczne. Istnieja wyjatki, i te sa pokazane w filmie ale wyjatki te nie znajduja sie na stanowiskach decyzyjnych a ich interwencje sa z reguly paralizowane przez osoby stojace wyzej w hierarchii sluzbowej. I nie mowimy tutaj o jakis szefach biur czy brokerach ale o kierownikach banku centralnego (Fed. Rez.) , prezydencie USA i ministrach finansow kolejnych administracji. Wydawaloby sie, ze osoby tak wysoko postawione i doskonale wynagradzane (mowimy o pensjach rzedu setek tysiecy a nawet dziesiatkow milionow dolarow) nie powinny ulegac pokusom  i dac sie korumpowac mogulom swiata finansowego. Co wiecej mamy prawo oczekiwac, ze osoby tak dobrze poinformowane o tajemnicach dzialania ekonomii na szczeblu panstwowym posiadaja takze wystarczajaca wiedze o tym co moze a co nie moze byc dozwolone jesli mamy uniknac juz nawet nie kryzysu ale katastrofy finansowej o zasiegu swiatowym. Tymczasem niz z tego. Z wlasnych slow osob zainteresowanych zapisanych na tasmie filmowej wynika, ze roznia sie oni od polskich zlodzieji przewodow trakcji elektrycznej tylko skala dokonanych zniszczen, z ktorych oni sami ciagna finansowe korzysci niewspolmierne zreszta do szkod jakie wyrzadzili wlasnemu narodowi. Mamy wiec finansowych doradcow (bankierow inwestycyjnych), ktorzy sprzedaja inwestorom obiekty finansowe, co do ktorych wiedza doskonale, ze sa one niebezpieczne i niemal napewno bezwartosciowe. Mamy tez zawodowych analitykow rynku (S&P czy Moody) , ktorzy sporzadzaja oceny firm i innych nosnikow inwestycyjnych tak jak to sobie zycza zamawiajacy owe oceny. Mamy handlarzy nieruchomosciami, ktorzy swiadomie zawyzaja ceny sprzedawanych nieruchomosci jednoczesnie obnizajac kryteria przyznawania kredytow hipotecznych aby tylko zagarnac prowizje od transakcji. Widzimy tez mocarzy rynku ubezpieczen, ktorzy sprzedaja ubezpieczenia na obiekty nie znajdujace sie w posiadaniu ubezpieczajacego pozwalajac w ten sposob na gre " na upadek" chronionej ubezpieczeniem inwestycji. I nie mowimy tu o jakis odosobnionych odchyleniach sektora finansowego. W gre wchodza bowiem dzialania najpowazniejszych bankow USA: Goldman Sachs, Chase, Merill Lynch, Morgan Stanley, Bank of America , Citi Group i wiele innych znanych na calym swiecie firm brokerskich. Przygnebiajacy jest tez obraz akademii wylaniajacy sie z wywiadow z profesorami ekonomii czy finansow najpowazniejszych amerykanskich uniwersytetow. Ludzie ci nie tylko pisza swiadomie oceny sytuacji ekonomicznej takie jakie oczekuja od nich zamawiajacy i placacy im za te analizy ale, gdy sytuacja ulega zmianie, falszuja tytuly swoich publikacji podane w spisie osiagniec (np "Stability of Island ekonomical situation..."  na " Instability of Island ..."). Przylapani zas przez rezysera tlumacza sie rozbrajajaco acz z widocznym zaklopotaniem bledem typograficznym. I nie jest to jakis nikomu nieznany profesor- ekonomista ale byly gubernator banku  Rezerwy Federalnej! Moje osobiste  doswiadczenie z pracy w dziedzinie nauk scislych dostarczylo mi wielu powodow do gleboko negatywnej oceny jakosci kadry naukowej zarowno w Polsce jaki i w USA. Ale to co sie dzieje w naukach ekonomicznych naprawde przekracza wszystkie granice. Wydawaloby sie, ze od osob doskonale wynagradzanych i praktycznie nieusuwalnych ze stanowiska mozna by oczekiwac pewnej uczciwosci i obiektywnosci ocen zwlaszca wtedy gdy dotycza one spraw finansowych kraju jako calosci. Ale nic z tego! Chciwosc i glupota to cechy, ktore charkteryzuja caly system rzadzenia w USA i nie tylko tam niestety.
Na zakonczenie rezyser wyraza nadzieje, ze finansowy kryzys w USA zmierza ku koncowi. Mam wrazenie, ze jest on optymista. W tej chwili dotarlismy co prawda do jednej z linii oporu i jak widze po ustalonej od poczatkow pazdziernika cenie zlota, ktos, zapewne rzad czy tez bank centralny USA , sprzedaje duze ilosci zlota po cenie obnizonej, w celu stabilizacji dolara, to jednak nie wydaje mi sie aby wysilek ten zostal uwienczony trwalym powodzeniem. Jak dowodzi wykres dewaluacji dolara zamieszczony w http://bobolowisko.blogspot.com/2011/10/poczatek-konca.html
aby zobaczyc poczatek konca kryzysu musimy przywrocic pelna wymienialnosc dolara na zloto po aktualnej cenie rynkowej. Obnizenie i pozorna stabilizacje ceny USD juz raz osiagano droga wyprzedazy rezerw bankowych zlota w USA i w Europie w latach 1980-2000. Istotnie przyniosla ona stabilizacje waluty ale wyczerpala powaznie rezerwy i obecnie taka "rynkowa wymienialnosc" raczej nie ma szans na dluzsza mete.
Aby przywrocic normalne funkcjonowanie pieniadza w systemie konieczne jest zapewnienie pelnego buforowania cen zlota przez banki centralne co zapewne bedzie wymagac poziomu rynkowego ceny zlota w wysokosci okolo 3000 do 4000 USD/ uncje. Im szybciej zdadza sobie z tego sprawe "czynniki miarodajne" tym lepiej dla nas wszystkich.
    Na zakonczenie szczerze polecam wszystkim czytelnikom obejrzenie "Inside job" gdyz zawiera on takze wiele praktycznych informacji co do techniki, przy pomocy ktorej sektor finansowy doprowadzil swiat do ruiny z rozmiarow ktorej jeszcze niemal nikt nie zdaje sobie sprawy. Ja zas po raz kolejny podkresle, ze jest to wlasnie efekt wolnego rynku czyli globalizacji ekonomii, ktora czyni w swiecie finansowym to co dla czlowieka robi wirus Ebola. Przerywa bowiem ona granice miedzy-komorkowe powodujac ze byle infekcja nie jest zdarzeniem lokalizowalnym ale zagrozeniem dla calego organizmu. Jesli chcemy miec do czynienia z ukladem stabilnym i odpornym na infekcje musimy powrocic do samowystarczalnosci lokalnej i wzglednej izolacji systemow panstwowych.

środa, 7 grudnia 2011

Koniec jest bliski...


   Natura ludzka wydaje sie byc tak skonstruowana, ze w naszym swiatopogladzie dominuje przekonanie o jednokierunkowosci rozwoju oraz o dazeniu swiata do jakiegos stanu finalnego. Przejawia sie to oczywiscie w rozny sposob w zaleznosci od tego jakim problemem sie zajmujemy. Tak wiec wyznawcy Naszej Swietej Religii Katolickiej sa przekonani o zmierzaniu ludzkiej swiadomosci i swiata jako calosci ku lepszemu w miare ugruntowywania sie na swiecie moralnosci katolickiej. To, rzecz jasna, odbywa sie w stalej walce ze Zlem. Jest jednak nadzieja a moze nawet i pewnosc tego, ze Dobro w koncu zwyciezy i zapanuje na Ziemi Krolestwo Boze. Taka walka nie moze sie obyc bez ofiar i jest obowiazkiem wiernych aby "czarne owce" wytepic zanim nastapi ponowne przybycie Pana Naszego, ktory bedzie sadzil zywych i umarlych.

    W podobny sposob widza tez rozwoj swiate marksisci. Dla nich motorem rozwoju jest innowatorstwo technologiczne czyli rozwoj sil wytworczych. Udoskonalenie narzedzi pociaga za soba zmiene w stosunkach produkcji. To zas wywoluje korekte nadbudowy czyli dominujacej swiadomosci spolecznej. W efekcie widzimy kolejne zmiany ustrojow spolecznych. Niewolnictwo przechodzi w feudalizam, ten zas jest wyparty przez kapitalizm zastapiony w dalszej kolejnosci przez socjalizm i komunizm. Ogolna prawidlowoscia jest tutaj stopniowe wzrastanie uniezaleznienia sie klasy pracujacej od wlascicieli srodkow produkcji czyli od jej dobroczyncow, dostarczycieli i organizatorow zatrudnienia masowego.W komunizmie klasa pracujaca staje sie wreszcie wylacznym dysponentem srodkow produkcji i wlascicielem wypracowanego kapitalu. Komunizm jest wiec systemem najbardziej chaotycznym w historii ludzkosci. Jest on zblizony do wspolnoty pierwotnej co sugeruje pewna cyklicznosc rozwoju. Co powinno nastapic po komunizmie? Niektorzy mowia, ze kanibalizm ale klasycy sie na ten temat nie wypowiadali. Sily wytworcze oczywiscie ulegaja dalszej ewolucji i wyrafinowaniu co kaze nam mniemac, ze komunizm byl stanem asymptotycznym - czyms w rodzaju Krolestwa Bozego.

   Ten teleologiczny punkt widzenia nie ogranicza sie do dziedzin humanistycznych. Termodynamika mowi nam, ze dla kazdego systemu wystarczajaco zlozonego istnieje stan rownowagi termodynamicznej, do ktorego ow system powinien zadazac. W momencie gdy ow stan rownowagi jest osiagniety nasz system juz sie nie zmienia w sposob obserwowalny. Na przyklad, kropla atramentu wpuszczona na powierzchnie wody zwolna rozplynie sie po calej objetosci srodowiska. Z chwila gdy roztwor atramentu osiagnie jednolite stezenie w calej objetosci zewnetrzny obserwator nie bedzie widzial juz dalszych zmian kolorytu cieczy. Nikt nie oczekuje aby pojawil sie proces odwrotny w wyniku ktorego z jedorodnego roztworu nastapilo wyobcowanie sie ciemnej kropli barwnika. Ten punkt widzenia czyli jednokierunkowa ewolucja od stanu nierownowagi do stanu finalnego jest ogolna cecha calej teorii onsageroweskiej termodynamiki.

    Podobnie zreszta jest z teoriia wielkiego wybuchu w kosmologii. Obserwacje dokonywane obecnie na galaktykach otaczajacych nasza Galaktyke sugeruja, ze w odleglej przeszlosci czyli jakies 15x10^9 lat temu cala ta masa byla w stanie pierwotnej wspolnoty zgromadzonej w stosunkowo niewielkiej objetosci. W jaki sposob nastapilo to zgromadzenie i kto wykonal prace konstrukcyjna dla tej Wielkiej Bomby tego fizycy nam nie mowia. Od tego czasu system sie rozprzestrzenia i rekonstruuje. Jaki bedzie koniec calego eksperymentu tego takze nie wiadomo. Wiemy jednak, ze oddzialywania grawitacyjne slabna wraz z odlegloscia w jakiej znajduja sie masy. Tak wiec im dalej galaktyki sa od siebie, czyli im mniejsze jest ich stezenie w przestrzeni,  tym mniej prawdopodobne jest to aby nastapila ich kondensacja.


   Wreszcie nauki biologiczne sa uczuciowo zwiazane z idea ewolucji organizmow. W mysl tej teorii warunki zycia na Ziemi sa sitem, ktory wybiera organizmy najlepiej przystosowane do bytowania. To zas, ze sito ma z czego wybierac zawdzieczamy losowym mutacjom genotypu, ktore przez czysty przypadek i przy nieslychanym wrecz zbiegu okolicznosci pozwalaja na powstanie nowego gatunku. Jesli ma on szczesliwym trafem cechy zwiekszajace jego szanse przezycia to z biegiem czasu Ziemia staje sie jego wlasnoscia. Sama teoria nie mowi nam jaki gatunek i kiedy wysunie sie na czolo ale sluzy raczej do uzasadnienia tego co obserwujemy. Obecnie czlowiek jest "korona stworzenia" bowiem okazal sie zreczniejszy od malpy jesli chodzi o balansowanie na dwoch tylnych lapach. Jakie beda dalsze kroki owego doskonalenia tego powiedziec nie mozna gdyz jak dotad wszelkie mutacje prowadzily wylacznie do konstrukcyjnego regresu.




   Nie jest zreszta powiedziane, ze pozostalo nam jeszcze dosyc czasu na eksperymenty gdyz jest calkiem mozliwe, ze pozostal nam juz tylko rok zycia. Jak wiemy, wedlug kalendarza Majow 21 grudnia 2012 roku  czyli praktycznie "za pasem" uplywa ostatni "sloneczny rok" wynoszacy 5 125 lat gregorianskich. Jest to tak zwane piate i ostatnie "slonce", ktore rozpoczelo sie 13 sierpnia roku 3114 BC.  Byl to, jak mozna oszacowac, okres po potopie po ktorym zostaly na Ziemi wylacznie  nieliczne relikty uprzedniej wysokiej cywilizacji  w postaci piramid egipskich. Ogolnie cykl zycia na Ziemi wynosi wedlug Majow okolo 25 625 lat
co jak latwo stwierdzic odpowiada dobrze okresowi podwyzszania sie ziemskiej tempertury (patrz rysunek). Jak widac, o czym zreszta  pisalem (http://bobolowisko.blogspot.com/2010/09/o-zaletach-globalnego-termostatu-czyli.htmlhttp://bobolowisko.blogspot.com/2010/09/o-zaletach-globalnego-termostatu-czyli.html),  srednia temperatura Ziemi przejawia periodycznosc w postaci zebow pily. Caly okres wynosi okolo 130 000 lat z ktorych okolo 100 000 spedzamy w okresie temperatury malejacej (zlodowacenie) a pozostale 30 000  w okresie temperatury wzrastajacej. Obecnie stoimy przed nowym, katastrofalnym oziebieniem, ktory zapewne zakonczy istnienie naszej cywilizacji.  Byc moze wiec nie powinnismy sie martwic zbytnio nieustabilizowanymi finansami, podatkami czy ogolnie losem swiata. W sytuacji gdy pozostal nam tylko rok zycia przestanmy placic podatki i zyjmy na kredyt o ile sie da. Nic bowiem nie przynieslismy ze soba na ten swiat i nic z niego nie zabierzemy. 


Ilustracja pochodzi z monografii "Atmospheric Chemistry and Physics" , J.H. Seinfeld , S/N. Pandis, Wiley 2006 str. 1030.